Niech OFE zejdą ze sceny, a polityka temu sprzyja

Ustawa w sprawie OFE powinna zostać przegłosowana jak najszybciej, w ciągu symbolicznych 100 dni nowego/starego rządu, bo wtedy właśnie jest największa legislacyjna determinacja.

Publikacja: 28.10.2019 05:00

Tomasz Prusek publicysta ekonomiczny, prezes Fundacji Przyjazny Kraj

Tomasz Prusek publicysta ekonomiczny, prezes Fundacji Przyjazny Kraj

Foto: materiały prasowe

Wynik wyborów parlamentarnych jest pozytywny dla rynku kapitałowego w tym zakresie, że znacząco zwiększa szansę na zakończenie niepewności wokół OFE i sprywatyzowanie tych środków w IKE.

Sprawa przyszłości pieniędzy zgromadzonych w OFE pozostaje nierozwiązana od okrojenia funduszy z części obligacyjnej w 2014 r. To jeden z głównych powodów spadku zaufania do polskiego rynku inwestorów zagranicznych i indywidualnych. W efekcie został on ominięty przez gigantyczną hossę na światowych giełdach, co szczególnie w ostatnich latach jest fenomenem godnym Nagrody Nobla, skoro krajowa gospodarka rosła w tempie 4–5 proc. Konsekwencjami są niskie wyceny spółek, decyzje inwestorów o opuszczeniu parkietu i brak nowych emitentów. OFE skarlały jako aktywni uczestnicy rynku, bo konieczność przekazywania środków do ZUS w ramach tzw. suwaka sprawia, że zarządzający funduszami myślą głównie w kategoriach, co sprzedać, a nie, co kupić. Stąd ostatecznie trzeba zamknąć kwestię OFE, lecz ten węzeł gordyjski do przecięcia jest tylko mocną decyzją polityczną.

Status środków zgromadzonych w OFE jest publiczny, co potwierdziły orzeczenia Sądu Najwyższego oraz Trybunału Konstytucyjnego. Przez ostatnie lata rosła obawa, że zostaną w całości znacjonalizowane, czyli aktywa trafią do ZUS, co byłoby katastrofalne dla rynku kapitałowego. Dlatego pojawienie się na krótko przed wyborami parlamentarnymi planu sprywatyzowania części akcyjnej OFE zostały przyjęte z ulgą, ponieważ nie ziścił się czarny scenariusz. Jednak nic za darmo, bo osoby chcące zatrzymać pieniądze z OFE na swoich IKE, a nie przenieść je do ZUS, będą musiały zapłacić opłatę przekształceniową 15 proc. Tyle że to niski wymiar finansowej kary za prywatyzację OFE, skoro środki są publiczne, a alternatywą jest ich całkowita nacjonalizacja ze wszystkimi konsekwencjami: zapisy księgowe w ZUS i – co ważne – brak dziedziczenia.

Stąd takie rozwiązanie powinno być przyjęte jako korzystne nie tylko dla rynku kapitałowego, ale także milionów indywidualnych uczestników OFE. Nawet przez tych, którzy uważają, że polityka państwa wobec OFE – i to od czasów rządów PO-PSL – jest złamaniem umowy społecznej, że będą mieli kontrolę nad swoimi składkami i państwo nigdy nie położy na nich ręki. Jednak aby rozwiązanie sprawy OFE stało się faktem, trzeba po prostu przeprowadzić to legislacyjnie, a potem operacyjnie. I dlatego w tym miejscu szalenie liczy się polityka oraz wynik ostatnich wyborów. Bo z doświadczenia wiemy, że nie takie pomysły jak „koniec OFE" szły od ręki do kosza, gdy zmieniała się władza polityczna. Tym razem wynik wyborów wskazuje, że u władzy pozostała formacja polityczna, która jeśli powiedziała „A" w sprawie likwidacji OFE, to powie „B" i ostatecznie wszystko przeprowadzi. Co ważne, jest to kluczowe także z punktu widzenia jej interesów, aby – przynajmniej na papierze – przyszłoroczny budżet był zrównoważony. W ten sposób pieniądze z OFE stały się zakładnikiem projektu budżetu, i to bez alternatywy. Owe 154 mld zł zgromadzone w OFE należą do tzw. nisko wiszących owoców, które politycy mogą zerwać jedną ustawą. Ale istotne jest to, że chcą się nimi podzielić: budżet może zgarnąć nawet 24 mld zł, ale reszta zostanie faktycznie sprywatyzowana.

Dlatego ustawa w sprawie OFE powinna zostać przegłosowana jak najszybciej w ciągu symbolicznych 100 dni nowego-starego rządu, bo wtedy właśnie jest największa legislacyjna determinacja. A czas liczy się niezwykle, jeśli chodzi o OFE, bo faktycznie dopóki te pieniądze nie zostaną zapisane na prywatnych kontach IKE, to nie zmienią statusu z publicznego na prywatny. Ten ostatni – już jako IKE – także można wzruszyć, tyle że taki zamach na prywatną własność byłby porównywalny ze skokiem na lokaty bankowe. Zakończenie sprawy OFE to plan polityczny, który bardzo łatwo zmienić, dopóki fundusze pozostają przy życiu, gdyby nagle państwo okazało się w potrzebie. A takiego scenariusza nie da się wykluczyć, bo czarne chmury napływają nad światową gospodarkę i w każdej chwili może pojawić się „czarny łabędź", coś na miarę upadku w 2008 r. Lehman Brothers, i wywrócić wszystkie kalkulacje, prognozy i budżety do góry nogami. Stąd trzeba się z likwidacją OFE pospieszyć jak tylko to możliwe, bo zapisanie środków na IKE jest o wiele bardziej prawdopodobne w 2020 r. niż w następnych latach, kiedy może powrócić pomysł całkowitej nacjonalizacji majątku funduszy.

W tej całej kalkulacji politycznej wypada mieć jeszcze nadzieję, że opozycja – kontrolując Senat – nie będzie starała się opóźniać likwidacji OFE, bo część jej przedstawicieli już dość wyrządziła szkód w temacie funduszy emerytalnych i całego rynku kapitałowego.

Felietony
Wzrost zredukuje dług
Felietony
Wyzwania HR emitentów
Felietony
Wejście tygrysa
Felietony
Czy IPO straciło w oczach funduszy?
Felietony
Zasoby srebra szansą dla zielonej transformacji Polski
Felietony
Spółki lepiej monitorowane