Niepewność A.D. 2018

Trzeba stwierdzić, że bez wątpienia globalna niepewność jest dziś mniejsza niż przed rokiem. Wybór D. Trumpa i brexit nie okazały się (przynajmniej na razie) na tyle groźne, jak się spodziewano.

Publikacja: 22.01.2018 03:12

W 2017 r. gospodarka światowa, w tym także europejska, zaskoczyła pozytywnie. Niekiedy napływające dane makroekonomiczne były najlepsze od 2007 r., a więc ostatniego roku poprzedzającego wybuch światowego kryzysu finansowego. Optymizm bije dziś z konsumentów, biznesu i inwestorów. Pod tym względem sytuacja jest diametralnie różna od tej na przełomie 2016 i 2017 r., kiedy cały świat stawiał sobie pytania o to, jak D. Trump, brexit, wybory we Francji i w Niemczech zmienią otaczającą nas rzeczywistość. Mogłoby się wydawać, że w obecnych warunkach globalna niepewność powinna być jedną z ostatnich kwestii, o jakie powinniśmy się martwić w 2018 r. Czy aby na pewno?

Bez wątpienia globalna niepewność jest dziś mniejsza niż przed rokiem. Wybór Trumpa i brexit nie okazały się (przynajmniej na razie) na tyle groźne, na ile się spodziewano. Również polityczne wybory z ubiegłego roku w Europie nie popchnęły świata w ręce radykalnych ugrupowań i przywódców. Z kolei działania w ramach polityki monetarnej (bardzo powolne jej dostosowywanie pomimo silnej koniunktury) głównych banków centralnych przełożyły się na spokój rynków finansowych. Można odnieść wrażenie, że szczególnie w Europie związane z brakiem katastrofy poczucie ulgi przerodziło się w optymizm, a ten wsparty kilkoma fundamentalnymi czynnikami (pisałem o tym niedawno w „Optymizm Komisji", „Parkiet" 18.11.2017) przełożył się na zaskakująco silny wzrost gospodarczy. Dziś pytanie dotyczy tego, czy i jak długo ta sytuacja może trwać i od czego będzie ona zależeć.

Jak się wydaje, jednym z obszarów, w których należy poszukiwać odpowiedzi na postawione powyżej pytanie, jest kwestia współgrania dwóch elementów: sytuacji koniunkturalnej i płynności dostarczanej przez banki centralne poprzez ekspansję ich aktywów. 2017 r. był kolejnym, w którym skala globalnej płynności wzrosła. To, w połączeniu z solidną koniunkturą, przełożyło się na sytuację na rynkach finansowych – spadek awersji do ryzyka, notowania wielu spółek czy indeksów ustanowiły historyczne rekordy. Patrząc w stronę 2018 r., w odniesieniu do koniunktury większość analityków zakłada, że globalna gospodarka znajdzie się w fazie goldilocks – wysokiego wzrostu i niskiej inflacji, czyli ekspansji gospodarczej bez przejawów przegrzania. Wyjątek stanowić mogą Stany Zjednoczone, które są najbardziej zaawansowane w cyklu gospodarczym i gdzie ekspansja trwa już blisko 10 lat (jedna z najdłuższych faz ekspansji w historii tej gospodarki). Jeśli gdzieś oczekuje się negatywnych zaskoczeń, to właśnie tam.

Znacznie więcej znaków zapytania związanych jest z płynnością. Gdyby wierzyć obecnym zapowiedziom banków centralnych (ich planom w odniesieniu do aktywów), 2018 r. powinien być pierwszym od wielu lat okresem, w którym płynność – ta, której źródłem są banki centralne – nie powinna rosnąć, a w ujęciu relatywnym (do PKB) powinna nawet spaść. Pytanie, czy tak w rzeczywistości będzie i czy po ustanowieniu w 2017 r. szczytu płynności (ang. peak liquidity) w 2018 r. globalna płynność ulegnie ograniczeniu, a jeśli tak, to jak na tę sytuację zareagują rynki finansowe, jest moim zdaniem jednym z kluczowych zagadnień.

Druga istotna sprawa dotyczy tego, czy uwadze inwestorów, nadzorców, analityków itd. nie umyka jakaś istotna kwestia. Kryzys 2008 r. miał tak silne implikacje, gdyż zabrakło świadomości tego, jak dalekie, globalne następstwa może mieć – poprzez papiery dłużne powiązane z tym rynkiem – dekoniunktura na amerykańskim rynku nieruchomości. Dziś analitycy, inwestorzy i nadzorcy są znacznie bardziej wyczuleni na kwestie spillovers, ale przy coraz większej złożoności globalnej gospodarki i rynków finansowych nie ma pewności, że wszystkie możliwe powiązania są zidentyfikowane i zabezpieczone. Tym bardziej że praktykowana od lat ultraluźna polityka monetarna spowodowała wyłączenie wielu potencjalnych sygnałów ostrzegawczych, sprawiła, że wiele mechanizmów funkcjonuje dziś inaczej niż wcześniej. Dla przykładu można wspomnieć odwróconą krzywą dochodowości, która w przeszłości sygnalizowała zjawiska recesyjne, a dziś – w warunkach sztucznie zaniżanych stóp krótkookresowych – nie jest w stanie w praktyce wystąpić.

Trzecia wreszcie kwestia to ryzyko wystąpienia czarnych łabędzi – zdarzeń o niskim prawdopodobieństwie, ale o silnym oddziaływaniu. Takimi łabędziami mogą być w 2018 r. m.in. zaburzenia w chińskiej gospodarce (w ostatnich 10 latach wzrost był tam silnie uzależniony od przyrostu zadłużenia, w efekcie jego poziom osiągnął niebezpieczną wielkość), konflikt militarny prowadzący np. do gwałtownego wzrostu cen ropy, silne i gwałtowne umocnienie się dolara amerykańskiego (przekładające się na problemy dolarowych dłużników, jakich nie brakuje poza granicami USA) czy jakieś nieprzewidywalne działanie Trumpa.

Reasumując, na tle przełomu 2016 i 2017 r. poziom globalnej niepewności jest dziś mniejszy, ale wciąż relatywnie wysoki. Do takiej sytuacji trzeba się przyzwyczaić; podwyższona globalnie niepewność będzie z nami tak długo, jak nierozwiązane zostaną strukturalne wyzwania związane z nadmiernym zadłużeniem (może to trwać latami). Co to w praktyce oznacza dla Polski? Niezmiernie ważne jest, aby lokalne uwarunkowania nie stanowiły źródła dodatkowej, niepotrzebnej niepewności. W tym kontekście 2018 r. powinien być u nas w kraju okresem ustabilizowania otoczenia regulacyjno-podatkowego; po dwóch latach zmian potrzeba jego konsolidacji. Jest to element szczególnie istotny w kontekście inwestycji firm niezbędnych dla zapewnienia nam zrównoważonego wzrostu.

Felietony
Wzrost zredukuje dług
Felietony
Wyzwania HR emitentów
Felietony
Wejście tygrysa
Felietony
Czy IPO straciło w oczach funduszy?
Felietony
Zasoby srebra szansą dla zielonej transformacji Polski
Felietony
Spółki lepiej monitorowane