– Jestem zwolennikiem tego, by to PSE budowały morskie sieci przesyłowe – powiedział Eryk Kłossowski, prezes PSE. – Wygląda na to, że skala przedsięwzięć na Bałtyku tego wymaga – dodał szef operatora systemu przesyłowego, wskazując na potencjał kilkunastu gigawatów, które zadeklarowano w ankiecie prowadzonej wiosną, a które są weryfikowane. W branży mówi się o 12 tys. MW, które mogą powstać.
Apetyt na stawianie elektrowni zgłosili nie tylko ci już prowadzący projekty, jak Polenergia i PGE czy spółki z decyzjami lokalizacyjnymi, np. PKN Orlen i Baltic Trade and Invest, ale także Innogy, Dong, Iberdrola, Vattenfall czy EDPR. O wejściu na ten rynek mówią też Enea, Energa i Tauron.
– To kierunek rozwoju, który poważnie bierzemy pod uwagę, ale to dopiero wstępny etap. Kolosalne znaczenie będzie miało dla nas to, kto ostatecznie będzie budował przyłącza – tłumaczy Piotr Meler, prezes Energi Wytwarzanie. Gdańska spółka zgłosiła 18 uwag do planu zagospodarowania Bałtyku.
Gdyby deklaracja PSE przełożyła się na konkretne decyzje podjęte przez Ministerstwo Energii, to dla inwestorów oznaczałoby zmniejszenie kosztów inwestycji o 25 proc. Kłossowski pytany o harmonogram budowy kilkunastu gigawatów na Bałtyku odpowiada: – To projekt obliczony na długie lata. Nie buduje się kilkunastu gigawatów offshore'u tak po prostu. To wymaga mobilizacji przemysłu stoczniowego czy dostawców turbin.