Twardziele na salonach

Sandecja Nowy Sącz po raz pierwszy gra w piłkarskiej ekstraklasie. To klub, w którym się nigdy nie przelewało. Ciekawe, jak poradzi sobie w starciu ze znacznie bogatszymi.

Aktualizacja: 30.07.2017 16:14 Publikacja: 30.07.2017 01:01

W poszukiwaniu piłki na najwyższym poziomie nie trzeba już wyjeżdżać z Nowego Sącza.

W poszukiwaniu piłki na najwyższym poziomie nie trzeba już wyjeżdżać z Nowego Sącza.

Foto: Archiwum

Jeszcze niedawno w Nowym Sączu było bardzo krucho z pieniędzmi, a trener Radosław Mroczkowski, obejmując posadę, na początku swojej pracy obiecywał zawodnikom, że wszystkie zaległości zostaną uregulowane. Zagrał va banque, ale wyszło na jego. Piłkarze mu zaufali, on zaufał im. To był początek marszu do ekstraklasy.

Wszystkim zaskoczonym sukcesem klubu ludzie związani z Sandecją przypominają, że już wcześniej ekstraklasa pokazywała się w Nowym Sączu na horyzoncie. – Dla nas to nie jest zaskoczenie, bo od wielu lat przygotowywaliśmy się do awansu. Kilka razy byliśmy bardzo blisko, teraz się udało. Nasza praca wiosną przyniosła efekty, bo faworyci gubili punkty, a myśmy je pieczołowicie zbierali. To była niespodzianka miła, ale nie ogromna. Przypomnę, że prezydent Ryszard Nowak już w styczniu zapowiadał awans do ekstraklasy – przypomina Arkadiusz Aleksander, dyrektor sportowy Sandecji, a jeszcze do niedawna jej zawodnik.

Urodzony w Nowym Sączu Aleksander długo zwiedzał piłkarską Polskę, ale pod koniec kariery wrócił do Nowego Sącza. Nie ma w tym nic dziwnego, bo Sandecja to klub, który przyciąga ludzi z regionu. W kadrze jeszcze pierwszoligowej drużyny było 13 piłkarzy z samego miasta i okolicy, i chociaż nie wszyscy byli wychowankami, to wszyscy rozumieli, jak ważna dla miejscowych jest Sandecja. – Jesteśmy małym klubem, który buduje swoje relacje z kibicami na bliskości, atmosferze, duchu zespołu. Obiecaliśmy chłopakom, którzy wywalczyli awans, że dostaną szansę. Wierzę, że jesteśmy w stanie się utrzymać – mówi nam dyrektor Aleksander. – Tutaj ceni się przywiązanie do barw klubowych, bo do tej pory nikt nie grał w Sandecji dla pieniędzy: albo dawałeś z siebie wszystko, bo kochasz klub, albo odchodziłeś. Takie podejście podobało się kibicom.

Ludzie i pieniądze

Przy tej okazji warto powiedzieć o ludziach, których nie widać na co dzień, ale bez ich pracy i poświęcenia nie byłoby awansu. Ludziach takich jak pan Włodek, który kiedyś był zawodnikiem, a obecnie jest specjalistą od utrzymania murawy i złotą rączką, pan Piotr, który zajmuje się sprzętem, panie w pralni czy w sekretariacie. Kiedy nie było pieniędzy, to nikt nie miał łatwo. Tu jest jak w rodzinie – dosłownie i w przenośni – bo piłkarze Maciej Korzym i Wojciech Trochim są zięciami prezesa Andrzeja Danka, a w drużynie jest także jego syn Adrian.

– Można nie mieć wielkich umiejętności technicznych, nie grać finezyjnie, popełniać błędy, to wszystko kibice wybaczą pod warunkiem, że zawodnik daje z siebie wszystko na boisku. Urodziłem się w Nowym Sączu i dobro Sandecji leży mi na sercu, dlatego bardzo się denerwuję, jeśli jakiś młody zawodnik, który nie umie prosto kopnąć piłki, próbuje jakichś zagrań piętą. Może jestem przedstawicielem starej szkoły, wychowankiem „nienowoczesnych" trenerów, ale nie akceptuję kilogramów żelu i kolorowych butów u młodych piłkarzy. Jeśli ktoś z młodych próbuje się tak zachowywać, to jest natychmiast przywoływany do porządku przez starszych – mówi kapitan Sandecji Dawid Szufryn.

Na drugim czy trzecim poziomie rozgrywkowym, kiedy brakowało pieniędzy na wypłaty, takie bujanie w obłokach mogłoby nawet być śmieszne, ale jak będzie w ekstraklasie, która oprawę telewizyjną ma godną najlepszych lig europejskich? Do klubu z Nowego Sącza przychodzą teraz zawodnicy z głośnymi nazwiskami, z bogatymi życiorysami. Do tej pory pojawiali się głównie piłkarze z regionu, znający specyfikę klubu, miasta i kibiców. Czy nowi (m.in. Tomasz Brzyski, Mateusz Cetnarski i Patrik Mraz) dostosują się do reguł panujących w Sandecji? Może dobrze, że nic nie wyszło z planów sprowadzenia Freddy'ego Adu, który kiedyś był uważany za wielki talent, był w składzie Benfiki i AS Monaco, a obecnie gra gdzie popadnie. Zamieszanie przydało się dla wywołania zainteresowania Sandecją – z tego są w klubie zadowoleni.

Dawid Szufryn uspokaja, że wszystko jest pod kontrolą, a trener Radosław Mroczkowski dobiera zawodników nie tylko pod kątem umiejętności, ale także charakterów. To będzie prawdziwa próba, bo teraz w klubie pojawią się większe pieniądze, choć w ekstraklasie nie zrobią na nikim wrażenia. – Wspierają nas prezydent i miasto, bez tej pomocy Sandecja nie zagrałaby w ekstraklasie. Nasz budżet ma wynosić 12-15 mln zł. W tym sezonie chcemy się utrzymać w ekstraklasie – deklaruje dyrektor Aleksander. Znaczną część funduszy klub dostanie od telewizji nc+, pokazującej mecze ekstraklasy. Resztę dołoży miasto (w lutym radni zdecydowali o przydzieleniu Sandecji 2,66 mln zł), najważniejszy sponsor klubu, ale kilka dodatkowych milionów koniecznie trzeba znaleźć.

Czekanie na nowy stadion

Wcześniej bywało tak, że kiedy w klubie brakowało pieniędzy na tak podstawowe rzeczy, jak opłacenie hotelu dla drużyny przy okazji meczu wyjazdowego, to z własnej kieszeni dokładali prezesi i dyrektorzy, a jednocześnie lokalni biznesmeni: Andrzej Danek, Paweł Cieślicki. Wypłacali też czasami premie motywacyjne zawodnikom. Na dłuższą metę, zwłaszcza w ekstraklasie, która stawia wysokie wymagania finansowe, tak się nie da funkcjonować. Wielki biznes, który jest na Sądecczyźnie (takie firmy, jak Koral, Newag, Fakro, Wiśniowski, grupa Farmur), nie garnął się do wspierania lokalnego sportu. Często było słychać, że biznesmeni nie są tym zainteresowani, chociaż namawiał prezydent Ryszard Nowak. Jakiś czas temu udało się jednak namówić poważnych biznesowych graczy. Firma wędliniarska Szubryt (kiedyś wspierała poważnymi sumami klub Limanovia) wykupiła miejsce na koszulkach piłkarzy (podobnie jak Fakro). Wiśniowski zajmuje się wspieraniem akademii działającej przy klubie. Jest szansa, że pieniędzy nie zabraknie. W grudniu 2016 r. zaczął działalność Klub Biznesu Sandecja Nowy Sącz, który ma łączyć lokalnych biznesmenów, pomagać im w prowadzeniu interesów, a jednocześnie przyciągać do finansowania klubu.

Przed Sandecją jeszcze kilka poważnych wyzwań organizacyjnych, przy których pomoc miasta jest niezbędna. Stadion, na którym piłkarze w pasiastych koszulkach grali od kilkudziesięciu lat, nie spełnia wymagań ekstraklasy. Nikt nie będzie próbował go przebudowywać, bo to się mija z celem. Na zakończenie poprzedniego sezonu chętni mogli sobie odkręcić i zabrać do domu krzesełka. Powstanie nowy obiekt, z prawdziwego zdarzenia, ale do tego czasu piłkarze Sandecji mecze „domowe" będą rozgrywać w Niecieczy. – Obiekt ma pomieścić około 10 tys. kibiców, chcemy, żeby na każdym spotkaniu trybuny zapełniały się przynajmniej w 80 proc. – mówi Arkadiusz Aleksander.

Kibice obiecują, że będą za drużyną jeździć, i można im wierzyć. Kiedy powstanie nowy stadion, wreszcie powinny się skończyć problemy z miejscami na parkingu, bo do tej pory zdarzało się, że kibice zostawiali samochody w przypadkowych miejscach i potem do kosztów wyjścia na mecz musieli sobie doliczyć mandaty. Jeśli nowy obiekt powstanie szybko (jest nadzieja, że budowa ruszy już we wrześniu), będzie to kolosalna zmiana w funkcjonowaniu Sandecji. – Kiedy byłem trampkarzem, to cały klub miał do dyspozycji tylko jedno boisko – to, które jest naszą główną płytą. Młodzi chłopcy trenowali obok, na dwóch małych boiskach treningowych. Były zniszczone, nie było na nich trawy i kurzyło się tak, że po każdym treningu kaszleliśmy piaskiem. Bywało tak, że w trakcie gry nie było nic widać, było pełno kamieni. Teraz się to troszkę zmieniło – mówi Dawid Szufryn.

Tak się wykuwało twarde charaktery, ale niekoniecznie kształtowało najlepsze umiejętności piłkarskie, i tym bardziej trzeba podziwiać trenerów, że zdołali wypuścić w świat m.in. Andrzeja Łatkę, Jerzego Wojneckiego, Macieja Korzyma, Dawida Janczyka czy ostatnio dwóch młodych piłkarzy, którzy trafili do Termaliki: Przemysława Szarka i Kamila Słabego.

Teraz w poszukiwaniu piłki na najwyższym poziomie nie trzeba wyjeżdżać z Nowego Sącza.

Parkiet PLUS
Do poprawy wyników spółek z branży chemicznej niezbędny jest wzrost popytu i cen
Parkiet PLUS
Najwyższe stopy zwrotu przyniosą średnie spółki
Parkiet PLUS
Drozapol, Kernel... czyli ostra walka o delisting
Parkiet PLUS
Bank centralny jedyną realną opozycją przeciw rządom Victora Orbána
Parkiet PLUS
Nie ma planów i prac nad zmianami w OFE
Parkiet PLUS
Dodatków bio w paliwach przybywa