Hokeista Jaromir Jagr wraca do Czech by grać w swoim klubie

Sławny czeski hokeista Jaromir Jagr przyjechał do ojczyzny, by grać w klubie, którego jest właścicielem.

Aktualizacja: 31.03.2018 15:26 Publikacja: 31.03.2018 14:29

Bohater naszych południowych sąsiadów gra w I lidze, czyli na drugim poziomie rozgrywkowym, ale jego przyjazd wywołał szaleństwo. Jagromania zbiegła się w czasie z rozpoczęciem igrzysk w Pjongczangu – olimpiada zeszła w tej sytuacji na dalszy plan. Zainteresowanie kibiców było tak duże, że mecze przenoszono do większych hal, a telewizja planowała transmisje. Problem w tym, że Jagr przyjechał z niewyleczoną kontuzją, a w dodatku szybko doznał kolejnej. Gra więc niewiele. Coraz częściej pojawiają się pytania, czy 46-letni hokeista wkrótce nie zakończy kariery sportowej i nie poświęci się wyłącznie biznesowej – w roli właściciela klubu.

Zawieszone dotacje

100-procentowym właścicielem klubu z Kladna został w ubiegłym roku. Do tego czasu miał 70 procent udziałów, pozostałe 30 procent należało do miasta. W ubiegłym roku rajcy z Kladna zatwierdzili sprzedaż miejskich udziałów legendarnemu hokeiście. Jagr i miasto, inwestując w klub w 2011 roku, uratowali go przed upadkiem. Ale współpraca nie układała się najlepiej. Czeskie media poświęcały swego czasu sporo miejsca na relacjonowanie konfliktu w klubie. Z miasta do klubu co roku płynęły milionowe dotacje. Pojawiły się nieścisłości w ich rozliczeniach, na co zwrócili uwagę urzędnicy. W końcu zamiast pieniędzy wysłali do klubu kontrolę. Adresatem zarzutów był słynny zawodnik, który na ogół przebywał na Florydzie (reprezentował wtedy barwy Florida Panthers), więc bronił go ojciec. Pojawiły się niesympatyczne pytania: dlaczego hokeista, który zarobił na lodzie dwa i pół miliarda koron, oszukuje przy rozliczaniu dotacji? A może nie wie? – Nie mam z tego żadnych osobistych korzyści – zarzekał się Jagr, odpowiadając na zarzuty, że klub przepłacał za towary należącej do niego firmy JagrTeam. Twierdził, że było odwrotnie: sprzęt został dostarczony do klubu na korzystniejszych warunkach niż normalnie. Teraz Jagr ma 100 procent udziałów i nie musi się już z nikim dogadywać.

To on zmienił nazwę i logo klubu w 2011 roku. Tłumaczył wówczas, że Rycerze są odważni i uczciwi (wobec wspomnianych wyżej nieprawidłowości brzmi to zabawnie), a ponadto szanują innych, stąd taka nazwa. Widać, że amerykańskie lata nie poszły na marne, marketing ma opanowany. Klub przejął od swojego ojca, też Jaromira, który stał na jego czele przez 17 lat. Hokej ma w Kladnie wielkie tradycje, początki datuje się na 1924 rok. W klubie grało wielu znakomitych hokeistów, mistrzów świata, olimpijskich i zdobywców Pucharu Stanleya. Przez wiele lat na hokej łożyła miejscowa huta, ale po jej upadku było ciężko. Niedawno Jagr brał udział w otwarciu muzeum hokejowego. Najcenniejsze relikwie przekazała mama hokeisty i zarazem jego największa fanka – znana jako Mama Jagr Anna Jagrova. Również dla niej wrócił, by znowu mogła go oglądać na żywo.

Trudne początki

To właśnie rozłąka z rodziną, nowa rzeczywistość, w której nie umiał się odnaleźć, sprawiły, że na początku miał problemy z podbojem NHL. To była kwestia psychiki, nie umiejętności. Dzieciak z Kladna, mówiono, nie znał słowa po angielsku. Jeszcze kiedy zdobywał drugie mistrzostwo z Pittsburgh Penguins i strzelił jednego ze swych najbardziej pamiętnych goli, powiedział: – Nie znam angielskiego wystarczająco dobrze, by opisać to, co zrobiłem. Kiedy już złapał wiatr w żagle, był nie do zatrzymania, za silny i za szybki dla rywali. Rządził na lodzie razem z Mario Lemieux, swoim idolem, nazywano go Mario Jr. Potem odszedł do Washington Capitals, podpisując rekordowy kontrakt, ale to już nie był ten sam Jagr. W 2008 roku, po okresie gry dla nowojorskich Rangers, został tzw. wolnym agentem i podpisał kontrakt z Avangard Omsk w KHL. Tam grał przez trzy sezony. Wrócił do NHL, zaliczał kolejne kluby i bił kolejne rekordy, aż Calgary Flames wystawili go na listę transferową.

Zarobił fortunę. „Forbes" podsumował finansowo jego kolejne sezony. W debiutanckim w NHL dostał 150 tysięcy dolarów. Trzy lata później zarabiał już ponad 1,3 miliona. W sezonie 1994–1995 – ponad dwa razy tyle. Trzy lata później przekroczył 5 milionów, a w nowe tysiąclecie wszedł, przełamując barierę 10 milionów. W 2001 roku Penguins nie mieli dość pieniędzy, żeby go zatrzymać. Odszedł do Washington Capitals, którzy zaoferowali rekordowe 77 milionów dolarów za siedmioletni kontrakt – rocznie zarabiał początkowo 11 milionów. Był wówczas najlepiej wynagradzanym hokeistą świata. Po przenosinach do Rosji też nie mógł narzekać – w Omsku płacili mu ponad 7 milionów za sezon. Ostatni kontrakt za oceanem – z Calgary Flames – opiewał na milion dolarów.

24 sezony w NHL, 1733 mecze (więcej mieli tylko Gordie Howe i Mark Messier), 1921 punktów (drugi w historii – pierwszy jest Wayne Gretzky), pięć igrzysk olimpijskich, złoto na igrzyskach w Nagano w 1998 roku, dwa Puchary Stanleya (w 1991 i 1992 roku), dwa mistrzostwa świata (w 2005 i 2010 roku) – te liczby robią wrażenie, a można by wymieniać jeszcze inne. Amerykanie robią to z lubością, Jagr nie przywiązuje do tego takiej wagi, a przynajmniej tak mówi. Przekonuje, że Ameryka ma obsesję na punkcie statystyk, a dla niego ważniejsza jest gra. W Calgary nie miał ku temu wielu okazji. W NHL gra się jeszcze szybciej niż kiedyś, a on nie jest już tak szybki. Doszły problemy z kolanem i pachwiną. Wolał przyjechać tam, gdzie go kochają. Kladno jest wyjątkowe, tu się urodził, tu zaczynał przygodę z hokejem, tu wracał, kiedy w NHL był lokaut. Poza tym chce pomóc drużynie w powrocie do czeskiej Extraligi (Tipsport ELH), z której spadła w 2014 roku.

Pożegnalny tour?

Na niedawnej konferencji prasowej mówił, że o powrocie do Czech zdecydowała między innymi troska o zdrowie: na miejscu będzie pod stałą opieką zaufanego fizjoterapeuty Pavla Kolara. Miał kuszącą ofertę z Eisbaren Berlin, do przenosin zachęcał go jego przyjaciel, jeden z właścicieli klubu Luc Robitaille, ale nie dał się skusić. Dziwił się, że jego powrót wywołał takie zainteresowanie, ale chyba kokietował, bo przecież jest legendą, bohaterem i naczelnym celebrytą kraju. Czesi żyją jego życiem, komentują zmiany fryzury, śledzą związek z młodszą o 20 lat modelką Veroniką Koprivovą i debatują nad tym, dlaczego para nie publikuje już tylu wspólnych zdjęć w mediach społecznościowych (czy to już kryzys?).

Zadebiutował na początku lutego w Libercu. Gospodarze spotkania z Rycerzami – klub HC Benatky nad Jizerou – przenieśli mecz do tamtejszej hali, którą wypełniło ponad 7 tysięcy kibiców. Debiut był nadzwyczaj udany, Jagr zanotował trzy asysty. Niestety, w jednym z kolejnych meczów został bezpardonowo zaatakowany przy bandzie. Zakrwawiony, opuścił lodowisko. Na dłuższą przerwę w grze nie mógł sobie jednak pozwolić: jeśli chciał pomóc drużynie w turnieju barażowym o wejście do czeskiej hokejowej elity, musiał zagrać w sumie w 15 meczach przed jego rozpoczęciem. Trwał więc wyścig z czasem. Jagr zaliczył wymagane 15 spotkań w ten sposób, że wchodził na lód dosłownie na parę sekund. Rycerze zapewnili sobie awans i zagrają w turnieju barażowym.

Jagr dorastał z rodzicami i siostrą Jitką. Do 18. roku życia pracował ciężko w gospodarstwie. Potem często mówił, że w porównaniu z tamtym hokej to zabawa. Żeby mieć lepsze życie w komunistycznych Czechach, należało być piosenkarzem albo sportowcem. Lubi opowiadać, jak to miał siedem lat i obiecał sobie robić codziennie tysiąc przysiadów. Wśród rówieśników nie miał sobie równych, szybko przeskoczył do grupy zawodników cztery lata starszych. Pittsburgh Penguins wybrali go w drafcie w 1990 roku. Mario Lemieux był jego idolem. On i Gretzky – mówił – to inny poziom, od reszty chciał być lepszy. Grał z tymi, którzy wieszali jego plakaty na ścianach, kiedy byli dzieciakami. Wydawało się, że zatrzymał czas, ale chyba nawet jemu się to nie udało. Czy jeszcze wróci do NHL? Zawsze mówił, że zakończy karierę w Kladnie, ale może to jeszcze nie koniec, może będzie chciał zrobić pożegnalny tour za oceanem? A może skupi się na zarządzaniu czeskim klubem? Niektórzy wróżą mu efektowniejszą przyszłość. – Myślę, że jak będzie na emeryturze, jeżeli tylko będzie chciał, może zostać prezydentem Czech – powiedział kiedyś hokeista i krajan z Kladna Jakub Voracek.

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej".

Parkiet PLUS
Richard Teng, prezes giełdy Binance, o halvingu bitcoina
Parkiet PLUS
Kim pan jest, Satoshi Nakamoto-san?
Parkiet PLUS
Kryptowaluty wkroczyły do finansowego mainstreamu
Parkiet PLUS
Salwador, czyli kraj, który chce być bitcoinowym rajem
Parkiet PLUS
Do poprawy wyników spółek z branży chemicznej niezbędny jest wzrost popytu i cen
Parkiet PLUS
Najwyższe stopy zwrotu przyniosą średnie spółki