Poza stymulacją fiskalną i monetarną, prowadzonymi na niespotykaną wcześniej skalę, giełdową hossę napędzała także eksplodująca inflacja. Kapitał gremialnie płynął więc na rynki akcji dające ochronę przed erozją i szansę osiągania zysków w warunkach zerowych, a w ujęciu realnym ujemnych stóp procentowych.
Akcje najlepsze na inflację
Związek inflacji z giełdową hossą trochę w krzywym zwierciadle dokumentuje ranking stóp zwrotu, w którym w 2021 r. i nie tylko w tym czasie prym wiodą Argentyna i do połowy grudnia Turcja. Indeks giełdy w Buenos Aires wzrósł w tym roku o ponad 60 proc., a w Stambule zwyżkował o niemal 55 proc. Nie jest przypadkiem, że oba kraje przodują pod względem dynamiki wzrostu cen. W Argentynie inflacja przekracza 51 proc., a w Turcji 21 proc. Jeśli dodamy do tego skalę deprecjacji peso (21 proc.) i liry (99 proc.) względem USD, to mamy jasny obraz sytuacji. Trzeba zauważyć, że wysoka inflacja nie jest problemem jedynie rynków wschodzących. Pod tym względem USA znajdują się na szóstym miejscu w gronie państw z G20, tuż za Rosją i Meksykiem. I jeśli pominąć kilka peryferyjnych giełd naszego regionu (Estonia, Bułgaria, Czechy) oraz parkiet francuski, S&P 500 znajduje się w światowej czołówce najmocniej zwyżkujących indeksów, rosnąc o 24 proc. Hossą na Wall Street nie były w stanie zachwiać dość nieoczekiwany zwrot w polityce Fedu i eskalacja jastrzębich zapowiedzi. Nieco słabiej zachowywały się pozostałe główne indeksy: Nasdaq Composite wzrósł o 18 proc., a Dow Jones o 16 proc. Uwagę zwraca mocny, sięgający 25 proc., wzrost paryskiego CAC40, mimo dość słabych fundamentów francuskiej gospodarki, która w III kwartale rosła jedynie o 3,3 proc. W mijającym roku nie zachwycały osiągnięcia giełd azjatyckich. Z wyjątkiem zwyżkującego o 21 proc. indeksu na Tajwanie i wskaźnika giełdy indyjskiej, rosnącego o 20 proc., większość pozostałych parkietów zachowała się bardzo przeciętnie. W Szanghaju zwyżka nieznacznie przekraczała 4 proc., a inwestorzy w Hongkongu ponieśli ponad 16 proc. straty. Wracając na nasz kontynent, należy zauważyć także sporą, sięgającą 20 proc., zwyżkę w Mediolanie. Na tle Francji i Włoch mizernie prezentuje się indeks we Frankfurcie, zyskujący zaledwie nieco ponad 13 proc. Widać też wyraźną dysproporcję między rynkami rozwiniętymi a rozwijającymi się. MSCI Emerging Markets kończy rok stratą sięgającą niemal 6 proc. Co jednak ciekawe, spośród bardziej znaczących jego składowych, poza Hongkongiem, większe zniżki zaliczyły jedynie parkiety w Malezji i Brazylii.
Rynek walut i długu
Zarówno rynek walutowy, jak i papierów skarbowych znajdowały się w mijającym roku pod dominującym wpływem jastrzębiego zwrotu w polityce pieniężnej większości banków centralnych, a przede wszystkim Rezerwy Federalnej. Z pewnością można go nazwać rokiem dolara, jednak choć Dollar Index zwyżkował o ponad 7 proc., to jednak wciąż daleko mu było nie tylko do szczytu covidowej paniki z wiosny ub.r., ale także do średniego poziomu sprzed wybuchu pandemii. Ta dość umiarkowana aprecjacja nie narobiła zbyt wielkich szkód w pozostałych segmentach rynku finansowego (w 2015 r. dolarowy indeks rósł o ponad 9 proc., a rok wcześniej o 12,5 proc.). W przypadku kilku krajów wpływ ten był dość zauważalny. Kurs dolara wzrósł o 120 proc. względem tureckiej liry i po około 20 proc. w przypadku walut Argentyny i Chile. Waluty sporej części krajów, w tym Polski, osłabiły się po około 10 proc. To wyjaśnia w dużej mierze wspomniany spadek wyrażanego w dolarach MSCI Emerging Markets. Przeliczony na amerykańską walutę WIG20 zwyżkuje o symboliczne kilka dziesiątych procent, choć w złotych rośnie o ponad 10 proc. Co ciekawe, mimo dość zasadniczych różnic w podejściu Fedu i EBC kurs dolara wobec euro nie jest dramatycznie wysoki, choć wspólna waluta osłabiła się o ponad 7 proc.
Z bardzo mocnymi zmianami mieliśmy do czynienia na rynku długu. Rentowność polskich dziesięcioletnich obligacji poszła w górę z niewiele ponad 1 proc. w styczniu do niemal 3,4 proc. w końcu listopada. Z taką dynamiką plasujemy się w światowej czołówce, a dorównują nam jedynie obligacje brytyjskie. Oczy globalnych inwestorów zwrócone były jednak oczywiście na wydarzenia w USA. Rentowność amerykańskich dziesięciolatek wzrosła z 0,9 proc. w pierwszych tygodniach roku, do 1,7 proc. pod koniec października. Ale mimo coraz bardziej jastrzębiego nastawienia Rezerwy Federalnej w ostatnich tygodniach obniżyła się do 1,4 proc.