#TydzieńNaRynkach: Obawy o gospodarkę i nadzieje na monetarną stymulację

Strach przed recesją w USA dominował na giełdach w pierwszych dniach minionego tygodnia, w czwartek nastroje poprawiły rachuby na kolejną obniżkę stóp przez Fed.

Publikacja: 04.10.2019 17:00

#TydzieńNaRynkach: Obawy o gospodarkę i nadzieje na monetarną stymulację

Foto: AFP

Do niedawna napływające już od pewnego czasu sygnały słabnięcia koniunktury w Stanach Zjednoczonych przyjmowane były przez inwestorów giełdowych ze spokojem. Patrząc na bliskie rekordom poziomy indeksów na Wall Street sprzed zaledwie kilkunastu dni, można nawet mówić o nonszalanckim podejściu do ostrzeżeń przed recesją.

Nadzieja zwycięża

Co prawda od czasu do czasu pojawiał się na parkiecie strach, ostatnio w pierwszych dniach sierpnia, ale szybko ustępował miejsca nadziejom. Wszystko wskazuje na to, że będzie tak i tym razem. Choć nastroje psuły się nieco już od połowy września, to strach pojawił się w miniony wtorek i przetrwał do środy.

W trakcie tych dwóch dni S&P 500 i Dow Jones straciły po ponad 3 proc. Powodem był zaskakująco zły odczyt wskaźnika ISM dla amerykańskiego przemysłu, który wbrew oczekiwaniom nie tylko nie wrócił powyżej krytycznej wartości 50 pkt, ale spadł do poziomu najniższego od połowy 2009 r. Szok trwający na nowojorskim parkiecie jeszcze do połowy czwartkowej sesji minął błyskawicznie po równie rozczarowującej publikacji ISM dla usług. Miejsce obaw zajęła nadzieja na to, że w takiej sytuacji Fed będzie musiał szybko zareagować, po raz kolejny obniżając stopy procentowe. Ocena szans na taką decyzję już na październikowym posiedzeniu podskoczyła do ponad 90 proc. I to był powód do optymizmu i wzrostu indeksów oraz osłabienia dolara. Bardzo silnie zareagował także rynek długu. Rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich zbliżyła się w czwartek do 1,5 proc., spadając do poziomu najniższego od pierwszych dni września.

W najbliższych dniach inwestorzy z pewnością będą uważnie wsłuchiwać się w zaplanowane liczne wystąpienia przedstawicieli Rezerwy Federalnej, wyczekując potwierdzenia scenariusza z październikową obniżką stóp procentowych, jednak nie ma pewności, czy na rynkach finansowych uda się utrzymać przewagę nadziei nad obawami.

Nie tylko banki pogrążyły GPW

Choć głównym wydarzeniem ostatnich dni na polskim rynku było nerwowe wyczekiwanie na werdykt Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie kredytów frankowych, do tąpnięcia indeksów na warszawskim parkiecie najmocniej przyczyniły się inne kwestie, także te o charakterze globalnym. Choć w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia WIG-banki zniżkował o 6,3 proc., notując najmocniejszy tygodniowy spadek od 11 miesięcy i meldując się na poziomie najniższym od stycznia 2017 r., to w niechlubnej klasyfikacji najwięcej tracących indeksów sektorowych znalazł się dopiero na czwartym miejscu. Dał się minimalnie wyprzedzić wskaźnikowi spółek odzieżowych, spychanemu w dół tym razem nie tylko przez akcje CCC, taniejące o ponad 9 proc., ale także przez zniżkujące o prawie 6 proc. papiery LPP. O ile w przypadku tych pierwszych inwestorzy od dawna nie spodziewają się niczego dobrego, o tyle akcje LPP traciły po publikacji rozczarowujących wyników finansowych, korygując wcześniejszą silną falę wzrostową.

Najwięcej punktów indeksowi naszych blue chips odebrały taniejące o ponad 7 proc. walory KGHM, wspomagane przez spadające aż o 12,5 proc. akcje JSW. W obu przypadkach we znaki daje się słabnąca koniunktura gospodarcza na świecie i spadające ceny surowców. WIG-górnictwo w skali tygodnia zniżkował o 7,8 proc., schodząc na poziom najniższy od ponad trzech lat. O tyle samo w dół poszedł wskaźnik branży chemicznej, negatywnie wpływając na kondycję indeksu średnich firm. Akcje Grupy Azoty traciły ponad 6 proc., a papiery Ciechu zniżkowały prawie o 12 proc., do poziomu najniższego od pięciu lat.

Czwartkowy poranek, upływający na czekaniu na ogłoszenie werdyktu TSUE, charakteryzował się bardzo dużą zmiennością zarówno w przypadku indeksu największych spółek, jak i akcji banków. WIG20 rozpoczynający dzień od niewielkiego spadku szybko poszedł w górę o ponad 50 pkt, czyli o 2,5 proc., licząc od czwartkowego minimum, i o 1,5 proc. od środowego zamknięcia. Na co liczyli grający na zwyżkę, trudno powiedzieć, a ta „zabawa" skończyła się jeszcze szybciej, niż zaczęła, i indeks ponownie wylądował pod kreską tuż po informacji o uznaniu racji klientów banków przez europejski Trybunał. Podobny rollercoaster dotyczył akcji niemal wszystkich banków. Ponieważ werdykt był zgodny z oczekiwaniami, końcówka czwartkowej sesji przebiegała już w spokojniejszych nastrojach. Choć wydawało się, że najgorszy dla banków scenariusz jest już uwzględniony w notowaniach ich akcji, to jednak dla kilku z nich tygodniowy bilans był mocno ujemny. Najbardziej ucierpiały walory Santandera i Millennium, zniżkując o ponad 10 proc., o ponad 7 proc. w dół poszły akcje PKO BP. Paradoksalnie przy okazji mocno dostało się „niewinnym" (przynajmniej w kwestii kredytów we frankach): Alior Bankowi, którego papiery potaniały o ponad 10 proc., i Pekao, notującemu zniżkę o ponad 3 proc. Z kolei akcje relatywnie najbardziej zaangażowanego w kredyty walutowe Getin Noble w czwartek zyskiwały 13 proc., a w skali pierwszych czterech sesji tygodnia zwyżkowały o ponad 7 proc.

Do czwartku WIG20 spadł o 4 proc. i była to największa tygodniowa zniżka od pierwszej połowy sierpnia i jedna z trzech największych w tym roku. Indeks znalazł się ponownie poniżej 2100 pkt i jest obawa, że niedźwiedzie pokuszą się o próbę przetestowania dołka z końca sierpnia, znajdującego się zaledwie 50 pkt (czyli 2,4 proc.) poniżej czwartkowego zamknięcia. Takiemu scenariuszowi może sprzyjać pogorszenie się nastrojów na giełdach światowych.

Tylko niewiele lepiej niż WIG20 radził sobie w minionym tygodniu wskaźnik średnich spółek, zniżkujący do czwartku o 3,9 proc. W jego przypadku to wynik najgorszy od grudnia ubiegłego roku, oznaczający pojawienie się kolejnych negatywnych sygnałów. Spadek poniżej 3600 pkt, do poziom najniższego od ponad trzech lat, oznacza zniwelowanie całego dorobku byków osiągniętego od lipca 2016 do stycznia 2018 r. oraz otwiera drogę do pogłębienia ruchu w dół, aż do dołków ustanowionych w pierwszej połowie 2016 r. W takim przypadku mWIG40 mógłby stracić jeszcze ponad 300 pkt, czyli 9,5 proc. Perspektywy światowej gospodarki i związanego z tym pogorszenia się koniunktury w kraju oraz ograniczenia możliwości związanych z eksportem takiemu scenariuszowi sprzyjają. Nie widać także sygnałów zwiększenia zainteresowania rynkiem akcji rodzimego kapitału, realne zaś jest nadal ryzyko utrzymywania się podaży papierów z funduszy emerytalnych. Pracownicze plany kapitałowe będą mieć szansę realnego wpływu na poprawę sytuacji na warszawskim parkiecie najwcześniej w drugiej połowie przyszłego roku. Taka perspektywa wydaje się może pesymistyczna, ale należy też pamiętać, że segment średnich firm znajduje się w fazie regularnej bessy. mWIG40 od szczytu ze stycznia 2018 r. traci już 29 proc. W tym czasie wskaźnik największych spółek zniżkuje o 20 proc., a sWIG80 idzie w dół o ponad 25 proc. W segmencie małych firm bessa trwa jednak już od wiosny 2017 r., jej skala sięga ponad 30 proc., a odreagowanie z pierwszych czterech miesięcy obecnego roku nie przyniosło przełomu, natomiast osiągnięty w jego wyniku dorobek stopniał już prawie o połowę.

Indeksowi średniaków w ostatnim czasie najmocniej ciążą akcje wspomnianych przedstawicieli branży chemicznej, banków, głównie Millennium, spółek energetycznych, ale także PKP Cargo, Eurocashu i Kruka. Walory sześciu średnich spółek są na dwunastomiesięcznych minimach. Papiery szesnastu tracą, licząc od początku roku, a wśród nich znajdują się niemal wszyscy przedstawiciele przemysłu. Wśród liderów zwyżek znajdują się przede wszystkim firmy reprezentujące szeroko rozumiany sektor nowych technologii, z przewagą twórców gier komputerowych, oraz deweloperzy, działający głównie w segmencie komercyjnym (Echo i GTC).

Złoto znów drożeje

Wydarzenia minionego tygodnia doprowadziły do zmiany tendencji na rynku kruszcu, którego notowania jeszcze w poniedziałek zniżkowały o ponad 2 proc. i znalazły się wyraźnie poniżej 1500 dolarów za uncję. Spadkowa korekta była spowodowana zdecydowanym umocnieniem się dolara. Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z publikacją wskaźników koniunktury. Okazało się, że nie tylko europejski przemysł jest w tarapatach, ale pogorszenie, i to bardzo zdecydowane, pojawiło się w tym sektorze także w Stanach Zjednoczonych, a później doszły sygnały osłabienia także w amerykańskich usługach. Obawy o perspektywy gospodarki, które doprowadziły do osłabienia dolara i zwiększenia szans na kolejną obniżkę stóp procentowych przez Fed, wystarczyły, by cena złota powróciła do tendencji wzrostowej. W czwartek za uncję kruszcu trzeba było płacić prawie 1512 dolarów. W trakcie pierwszych czterech sesji złoto podrożało jednak jedynie o kilka dziesiątych procent. Podobny scenariusz można było obserwować na rynku srebra, którego notowania nie zdołały jednak wyjść na plus, a także platyny, która w poniedziałek potaniała aż o 4,5 proc. i odrobienie tak dużej straty okazało się niemożliwe.

Ani osłabienie dolara, ani rachuby na monetarną stymulację nie były w stanie pomóc cenom miedzi, które do czwartku zniżkowały o ponad 1,5 proc., kontynuując spadkową tendencję, rozpoczętą w drugiej połowie września. W jej wyniku notowania kontraktów terminowych na ten metal poszły w dół o ponad 5 proc., szykując się do testowania dołka z pierwszych dni września. Jeśli z gospodarki nadal będą napływały takie wieści jak do tej pory, a planowane na październik rozmowy amerykański-chińskie nie przyniosą postępu, taki scenariusz wydaje się najbardziej prawdopodobny.

O ile miedź dopiero szykuje się do testowania dołka, o tyle w przypadku ropy naftowej już do tego doszło. Notowania ropy WTI w czwartek przez moment znajdowały się na poziomie 51 dolarów za baryłkę, czyli w okolicy minimów z połowy czerwca i pierwszych dni sierpnia. W trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia mieliśmy do czynienia ze spadkiem przekraczającym 6 proc. Niedawne prognozy, zakładające zwyżkę nawet do 100 dolarów za baryłkę, oparte jedynie na strachu przed eskalacją konfliktów na Bliskim Wschodzie, przestały więc być aktualne. Obecnie przeważa strach przed recesją i zmniejszeniem zapotrzebowania na surowiec, którego zapasy ponownie rosną.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty