Liczba zagrożeń i poziom ryzyka na rynkach finansowych wciąż nie ulegają zmianie, jednak dzięki chwilowemu osłabieniu dolara, giełdowe byki mogły w ostatnich dniach nieco odetchnąć.
Na Wall Street rekordy z korektą
Choć w gronie rynkowych analityków pojawiły się ostatnio różnice zdań, w kwestii tego czy obecna hossa na nowojorskim parkiecie już zasługuje na miano najdłuższej w historii, czy jeszcze jej trochę brakuje, dla inwestorów nie ma to większego znaczenia. Amerykańskie indeksy rosną i nie ma co dzielić włosa na czworo. Ten, kto się boi, może bez problemu sprzedać akcje po dobrej cenie, a kto się nie lęka, może kupować, pamiętając o tym, że teoria większego frajera jest zawsze aktualna. W minionym tygodniu historyczne rekordy pojawiły się w przypadku S&P 500 i Russell 2000, choć tuż po ich osiągnięciu miała też miejsce niewielka spadkowa korekta. Nasdaq z wyciskaniem maksimów ma już pewne kłopoty, ale tu nigdy nic nie wiadomo, szczególnie gdy w składzie ma się takie spółki jak choćby Tesla. Dow Jones do rekordów nie tęskni i nie wiadomo, czy się ich w tym „rozdaniu" doczeka, ale to przecież tylko trzydzieści firm, więc nie ma się nad czym rozczulać, choć niektórzy w tej dywergencji amerykańskich indeksów doszukują się sygnałów ostrzegawczych. Na razie obaw nie wzbudziły ani perspektywa kolejnych kłopotów Donalda Trumpa, ani kolejna runda w amerykańsko-chińskiej wojnie celnej, ani potwierdzenie niemal pewnej kolejnej podwyżki stóp procentowych przez Fed, ani kolejne oznaki niezadowolenia amerykańskiego prezydenta z zaostrzania polityki pieniężnej, ani zbliżający się moment „odwrócenia" krzywej rentowności obligacji skarbowych w USA. W tym kontekście zasadne staje się pytanie, co jeszcze musiałoby się stać, by załamać hossę na Wall Street. Na pewno coś się znajdzie, tylko nie wiadomo kiedy.
O rekordach nie ma mowy w przypadku giełd europejskich. DAX co prawda nie przejmował się umocnieniem euro i próbował przedostać się powyżej 12 400 punktów. Do czwartku ta sztuka się nie udała, ale i tak indeks zyskał od niedawnego dołka ponad 1,5 proc. Co będzie dalej, nie wiadomo, bo z jednej strony mamy spadkową formację głowy z ramionami, z drugiej dające szansę na dalszy wzrost podwójne dno, a z trzeciej Donalda Trumpa.
Nadal niewyjaśniona pozostaje sytuacja rynków wschodzących. MSCI Emerging Markets ETF od dołka z 15 sierpnia wzrósł do minionej środy o ponad 4 proc., powracając powyżej 43 punktów, jednak w czwartek pod wpływem umacniającego się dolara znów znalazł się poniżej tego poziomu. Notowania Shanghai Composite ustabilizowały się nieco powyżej 2700 punktów, ale kolejna runda w wymianie „celnych" ciosów może tę równowagę w każdej chwili zaburzyć.