Windykatorzy na cenzurowanym

Branża przestała być ulubieńcem inwestorów. Spółki znów muszą przekonać rynek, że ich biznes nadal jest w stanie generować pokaźne zyski.

Publikacja: 25.02.2018 12:00

Praktycznie każda branża na warszawskiej giełdzie ma swoje przysłowiowe pięć minut. Mieli je także windykatorzy. Nic nie może jednak trwać wiecznie, dlatego też i słowo „mieli" nie jest tutaj przypadkowe. Od pewnego czasu bowiem nastawienie inwestorów do spółek trudniących się odzyskiwaniem długów zmieniło się o 180 stopni. Ci, którzy wierzyli, że dobra passa windykatorów będzie trwać wiecznie, i kupowali ich akcje w ostatnich miesiącach, dzisiaj liczą straty. Przedstawiciele spółek co prawda zapewniają, że fundamenty ich biznesu nadal są bardzo mocne, a i perspektywy rysujące się przed branżą wydają się być optymistyczne, ale rynek zdaje się nie dawać wiary w te zapewnienia. Czy inwestorzy wzięli rozwód z windykatorami czy to tylko chwilowa separacja?

A było już tak pięknie

Na dobre branża windykacyjna w świadomości inwestorów zaczęła funkcjonować w 2011 r., kiedy to na warszawskim parkiecie zadebiutował lider branży, wrocławska firma Kruk. Co prawda wcześniej na GPW pojawiły się m.in. takie firmy jak Best czy też Kredyt Inkaso, ale były one znane raczej koneserom życia giełdowego. Sam Kruk też zresztą nie miał łatwej drogi. Kiedy firma debiutowała na GPW, tak naprawdę dopiero uczyła analityków i zarządzających swojego biznesu. Dziś może się to wydawać dziwne, ale w tamtym okresie dla wielu z nich biznes prowadzony przez Kruka był po prostu niezrozumiały. Kiedy zaś Piotr Krupa, prezes spółki, występował publicznie i mówił, że jego firma jest głównie po to, aby rozkładać długi na raty możliwe do spłaty, słychać było śmiech i niewybredne żarty. Jak się jednak okazało, ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Akcje Kruka w IPO sprzedawane były po 39,7 zł. Po roku były już 20 proc. droższe, po dwóch ponad 50 proc., a w ubiegłym roku kosztowały one już blisko 350 zł. Rynek nie tylko zrozumiał biznes Kruka, ale także i go pokochał. Sama spółka ciężko na to pracowała. Z 66,4 mln zł w 2011 r. zysk netto wzrósł do 300 mln zł w 2017 r. (na razie są to dane szacunkowe).

Sukces Kruka otworzył drzwi do giełdowego raju innym spółkom, które zostały dostrzeżone przez inwestorów. Obligacje windykatorów wśród instytucji, a później także wśród inwestorów indywidualnych rozchodziły się jak ciepłe bułeczki. Biorąc pod uwagę, że to właśnie dostęp do kapitału jest jednym z czynników decydujących o sukcesie w branży windykacyjnej, biznes zaczął się kręcić coraz lepiej. Do tego rosła też podaż wierzytelności, która gwarantowała pracę windykatorom na długie lata. Nie dziwnego, że i chętnych, by zajmować się tym biznesem, przybywało. Najbardziej spektakularnym przykładem tego jest firma GetBack, która powstała w 2012 r., a po pięciu latach podczas debiutu giełdowego została wyceniona na 1,85 mld zł. Po debiucie cena akcji w ciągu kilku miesięcy podskoczyła o ponad 50 proc. i wydawało się, że miłość inwestorów do windykatorów kwitnie w najlepsze.

Chwila zwątpienia

Każdy związek przeżywa jednak kryzys. Ten najsilniejszy u windykatorów zaczął się kilka miesięcy temu. Akcje Kruka i GetBacku nagle zaczęły tracić na wartości. Gorszą wiadomością okazało się to, że i obligacje spółek windykacyjnych nagle przestały rozchodzić się na pniu. Best w ostatnim czasie nie był w stanie zebrać planowanych 60 mln zł, a w kolejnej emisji publicznej zdecydował się nawet na podniesienie oprocentowania oraz wydłużenie okresu zapisów. Problem ze znalezieniem nabywców na wszystkie oferowane papiery miało także Kredyt Inkaso. GetBack, który 19 lutego rozpoczął kolejną publiczną emisję obligacji, zdecydował się podnieść oprocentowanie, by przekonać do siebie inwestorów.

Patrząc na windykatorów od strony fundamentalnej, wydaje się, że przynajmniej na razie powodów do paniki nie ma. Kolejne spółki pokazują, że operacyjnie wciąż są bardzo mocne. Obiecująco wyglądają chociażby spłaty od dłużników, które nadal systematycznie rosną, co m.in. jest pochodną poprawy sytuacji gospodarczej. Rośnie również liczba przeterminowanych długów, a także skłonność banków do ich sprzedawania. Na rynek trafiają też coraz „świeższe" długi, co przynajmniej w teorii powinno ułatwić pracę spółkom. Windykatorzy jednak rozpieścili rynek i te pozytywne sygnały nie trafiają już do inwestorów. Ci oczekują od nich czegoś więcej. W przypadku Kruka liczono chociażby, że od początku strzałem w dziesiątkę okaże się ekspansja na rynek włoski. Ta, przynajmniej na razie, rozczarowuje, chociaż przedstawiciele spółki od początku podkreślali, że jest to projekt długoterminowy. GetBack praktycznie od początku swojego istnienia budzi mieszane uczucia. Jedni z podziwem patrzą na dokonania spółki, drudzy twierdzą, że jest to kolos na glinianych nogach. Prezes GetBack Konrad Kąkolewski zapewnia o transparentności firmy i mocnych fundamentach, ale patrząc na notowania giełdowe, górą na razie są pesymiści. Best i Kredyt Inkaso zraziły zaś do siebie konfliktem między sobą. Owszem, można mówić też o zagrożeniach unoszących się nad branżą. Wśród nich jest chociażby duża konkurencja na rynku polskim czy też szykowane zmiany legislacyjne. Tych jednak branża przeżyła już wiele i wydaje się, że i z kolejnymi sobie poradzi.

Inwestorzy do tej pory kupowali przede wszystkim marzenia sprzedawane im przez windykatorów. Te były ambitne i daleko idące. Ostatnie wydarzenia sprowadziły wszystkich na ziemię. Windykatorzy muszą udowodnić, że ich plany i założenia biznesowe to nie tylko czcze gadanie. Słowa trzeba przekuć w czyny, a jeśli tak się stanie, to rynek z pewnością to doceni.

[email protected]

Kruk przez bardzo długi czas był ulubieńcem inwestorów i analityków. Akcje spółki na warszawskiej giełdzie drożały niemal nieprzerwanie do sierpnia ubiegłego roku, osiągając poziom prawie 350 zł. Ostatnie miesiące to jednak już wyraźna przecena, która nasiliła się na początku stycznia, kiedy to okazało się, że włoski biznes Kruka nie generuje na razie takich przychodów, jak oczekiwano. W efekcie obecnie akcje Kruka są wyceniane na około 215 zł. W ciągu trzech miesięcy walory zostały przecenione o 25 proc., a licząc od początku roku – o 18 proc.

GetBack od początku swojej obecności na GPW budzi dużo emocji. O ile sam debiut nie był zbyt udany, o tyle już w kolejnych miesiącach akcje spółki zaczęły wyraźnie drożeć. Problemy zaczęły się w październiku ubiegłego roku, a nasiliły się w grudniu, kiedy spółkę wiązano z wyciekiem i nieuprawnionym wykorzystaniem danych z systemu PESEL – NET. Chociaż firma stanowczo zaprzeczyła tym doniesieniom, to akcje wciąż szukają dna. Ich cena jest już 15 proc. poniżej ceny emisyjnej z lipcowego debiutu na GPW, która wynosiła 18,5 zł.

Best ma jedną z najdłuższych historii obecności na GPW spośród spółek windykacyjnych. O firmie tak naprawdę zrobiło się jednak głośno, kiedy planowała ona połączenie z Kredyt Inkaso. Zamiast jednak połączenia sił doszło do gigantycznej kłótni między firmami. Best na całym zamieszaniu stracił sporo w oczach inwestorów. W tym roku spółka napotkała trudności przy publicznej emisji obligacji, a i jej akcje od stycznia straciły prawie 10 proc. na wartości. Należy jednak podkreślić, że ich płynność jest niska, co utrudnia realną ocenę zachowania walorów.

Przez długi czas wycena akcji Kredyt Inkaso napędzana była wiarą w to, że spółka zostanie przejęta przez którąś z zagranicznych firm. Zamiast tego Best podjął próbę połączenia spółek. Na warunki zaproponowane przez Best nie zgadzał się jednak ówczesny zarząd Kredyt Inkaso. Zamieszanie odbiło się na działalności operacyjnej spółki. Sytuacja się uspokoiła, dopiero kiedy większościowym akcjonariuszem firmy został fundusz Waterland. Mimo to akcje Kredyt Inkaso systematycznie tracą na wartości, chociaż tak jak w przypadku Bestu problemem jest też niska płynność.

Opinie

Piotr Krupa, prezes, Kruk

Patrząc na to, co się dzieje dzisiaj w naszej branży, na to, co się dzieje też na rynku długu korporacyjnego, my stawiamy dzisiaj odwrotną tezę. Uważamy, że inwestorzy coraz bardziej będą kierować się w stronę solidnych i doświadczonych emitentów obligacji. Warto podkreślić, że Kruk to sprawdzona marka na rynku obligacji w Polsce – z sukcesem emitujemy obligacje od ponad dziesięciu lat i w tym czasie pozyskaliśmy już ponad 2 mld zł. Cały czas robimy swoje, a to oznacza, że skupiamy się przede wszystkim na naszym biznesie i każdy rok jest dla nas okresem weryfikacji. Wierzymy w filozofię lean i ongoing improvement – nieustannie doskonalimy się w każdym obszarze działalności – operacyjnie, inwestycyjnie, zarządczo i finansowo. Pamiętajmy, że perspektywa Kruka jest długoterminowa, a naszym celem są zawsze zdrowe i mocne fundamenty – chcemy przyciągać przede wszystkim tych inwestorów, którzy myślą podobnie, zarówno po stronie akcji, jak i obligacji.

Michał Fidelus, analityk, Vestor DM

Spółki windykacyjne, w tym przede wszystkim wrocławski Kruk, na przestrzeni ostatnich kilku lat przyzwyczaiły inwestorów do wysokiej efektywności operacyjnej oraz dynamicznego i powtarzalnego wzrostu wyników. To z kolei znajdywało odzwierciedlenie we wskaźnikach wyceny. Ostatnie odpisy na portfelu włoskim w Kruku z jednej strony przełożyły się na niższe oczekiwania dotyczące wzrostu zysku na akcje, a z drugiej unaoczniły ryzyka, z którymi mogą borykać się krajowi windykatorzy wchodzący na nowe rynki. To z kolei, wraz z innymi wydarzeniami na rynku krajowym, osłabiło nieco nastawienie inwestorów do branży windykacyjnej i skorygowało wyceny. W moim przekonaniu w dalszym ciągu kluczowa dla spółek windykacyjnych będzie natomiast efektywność odzyskiwania długów. Tak szybko, jak windykatorzy będą w stanie ją potwierdzić (np. poprzez pierwsze pozytywne informacje z rynku włoskiego w przypadku Kruka), nastawienie do sektora powinno się poprawić.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty