Doświadczenia SEG z ostatnich miesięcy przeczą tej tezie – Komisja Europejska jest otwarta na wszelkie racjonalne argumenty, a na podwórku krajowym mamy do czynienia z radosną twórczością regulacyjną, która z racjonalnością ma niewiele wspólnego.
Tworzenie dobrych regulacji jest dość skomplikowane i długotrwałe, przez co może się wydawać irytujące, prowokować pytania o przerost formy nad treścią, ale w długiej perspektywie o wiele bardziej się opłaca poświęcić czas i pieniądze na etapie tworzenia niż na etapie egzekwowania prawa. Dlatego w dojrzałych demokracjach (a także w samej UE) proces legislacyjny jest żmudny i długotrwały, ale pozwala na stanowienie lepszych przepisów.
Warto podkreślić, że zanim powstaje projekt regulacji, konieczne jest określenie, jakie obszary wymagają „zaopiekowania", jakie cele są do osiągnięcia i jakich środków planujemy użyć, aby te cele zrealizować. Służą temu różnego rodzaju dokumenty konsultacyjne, opracowania, białe księgi etc. Jeśli w wyniku tych procesów decydenci dojdą do wniosku, iż konieczne jest uregulowanie danej kwestii, to powstaje projekt regulacji, który – co do zasady – zmienia się już później w bardzo niewielkim stopniu. Oznacza to, że jeśli zainteresowane strony nie wypowiedzą się na etapie przed powstaniem projektu, to późniejsza ingerencja w proces legislacyjny jest już bardzo trudna. Niemniej, usystematyzowanie procesu stanowienia prawa, przeprowadzenie konsultacji z wszelkimi zainteresowanymi stronami, analiza skutków regulacji (ex ante i ex post) powodują, że proces stanowienia prawa w ramach UE jest bardzo cywilizowany i oparty na racjonalnych przesłankach.
Uważny czytelnik z pewnością wychwyci w tym miejscu pewną nieścisłość – skoro prawo w ramach UE stanowione jest w tak doskonały sposób, to dlaczego powstał taki koszmarek regulacyjny, jak np. MAR? Odpowiedź jest dość złożona, bo wynikało to z kilku czynników: histerii regulacyjnej po kryzysie subprime, nazwy aktu prawnego, który nie wzbudzał kontrowersji (Market Abuse Regualtion – któż z nas byłby przeciwny zwalczaniu nadużyć na rynku?) oraz – co najważniejsze – z braku naszej obecności na etapie przedprojektowym właśnie.
Jeśli nie udało się zapobiec, to trzeba teraz leczyć. Mnóstwo wysiłku i pieniędzy poszło na wdrażanie MAR, a teraz podejmujemy działania mające na celu zmianę niekorzystnych rozwiązań. I tu niespodzianka – przedstawiciele Komisji Europejskiej skonfrontowani z twardymi danymi dotyczącymi z jednej strony rozmiarów spółek notowanych na naszym rynku, a z drugiej zaś – odnoszącymi się do rozmiarów wymogów i sankcji, wyrazili pełne zrozumienie i otwartość na dokonanie stosownych zmian.